„Murzynek Bambo w Afryce mieszka” – mimowolnie przyszedł mi do głowy ten popularny niegdyś wierszyk, gdy zastanawiałam się, jak ubrać w słowa refleksje po lekturze „Nocnych wędrowców” W. Jagielskiego. Zatrzymajmy się na moment przy owej rymowance: mówi ona o radosnym Murzynku (wyrażenie niepoprawne politycznie), który „uczy się pilnie przez całe ranki”, a potem „psoci, figluje, to jego praca”.
Niestety, w rzeczywistości ugandyjskiej przedstawionej przez reportera ten mały papuśny „Murzynek” zajmuje się czymś zgoła innym. Mama „naszego koleżki” troszczy się o niego, szykuje mu kąpiel i pieszczotliwie nazywa łobuziakiem. Tymczasem matki z Gulu zamartwiają się, by ich dzieci nikt nie porwał i nie uczynił z nich sprawnych i bezwzględnych żołnierzy. Kiedy stanie się już to najgorsze, mają nadzieję, że dziecko nie wróci do rodzinnej wioski, bo jak żyć w jednej chacie z mordercą? Książka W. Jagielskiego to oczywiście literatura faktu. Autor nie pozostawia złudzeń, każe zastanowić się nad kondycją współczesnego świata, który toleruje istnienie armii oprawców złożonych z dzieci.
„Nocni wędrowcy” to egzotyka zupełnie odmienna od tej folklorystyczno-festynowej, przedstawianej choćby przez naszych rodzimych globtroterów. Największym zmartwieniem dorosłych w kraju Aczolich było dotarcie do następnej miejscowości przed zapadnięciem zmroku, bo wtedy panami życia i śmierci stawały się dzieci-zabójcy. Dzieło W. Jagielskiego przedstawia bardzo bogaty, tajemniczy i dla nas zupełnie niezrozumiały świat wierzeń. Trudno pojąć, dlaczego tylu ludzi uwierzyło w wizje Josepha KoKony'ego czy Alicji. Kim oni byli? Sprytnymi oszustami, chorymi psychicznie, narkomanami, a może rzeczywiście doznali jakiegoś rodzaju iluminacji? Reporter nie pomaga czytelnikowi łatwo i prosto odpowiedzieć na te i inne pytania.
Dziennikarz stara się dotrzeć do prawdy o tym, kim naprawdę był Amin Obote. Dzięki relacjom rozmówców Wojciecha Jagielskiego, tego ugandyjskiego tyrana poznajemy z różnych punktów widzenia. Obote był zafascynowany A. Hitlerem a M. Kaddafiego uznawał za swego największego przyjaciela, znajomość ta rozluźniła się, gdy przywódca Libii, chcąc zbliżyć się do Europy zaczął krytykować swego „znajomego”. To historia o meandrach zdobywania i sprawowania władzy, oraz o upadku tyrana, który miał być pupilem Zachodu a stał się szalonym okrutnikiem. Bardzo ciekawym aspektem tej książki jest niezwykle emocjonalny stosunek reportera do ludzi, których spotyka. Zarówno on, jak i oni, zdają sobie sprawę, że to znajomość tymczasowa, nie należy jej kontynuować. Mimo to lgną do siebie, powodowani jakże ludzką potrzebą bliskości.
Książkę W. Jagielskiego warto przeczytać, by uzmysłowić sobie, że są takie miejsca na świecie, gdzie rodzice boją się własnych dzieci, bo to nie dzieci tylko bezlitośni mordercy (oczywiście, nie z własnego wyboru). Po lekturze „Nocnych wędrowców” nasuwa się więcej pytań niż odpowiedzi, są wyrzuty sumienia, uścisk w gardle i refleksja: kto za to wszystko odpowiada, czy możemy coś zrobić, dokąd zmierza ludzkość...?
Katarzyna Romanowicz-Kłosin
DKK „Nie-poczytalni” Gryfów Śląski